Złocisto- pomarańczowe liście falowały pośród lekkiego wiatru. Jeden urwał się z drzewa i zaczął wirować w powietrzu. Powoli i z gracją ułożył się na czubku mojego nosa. Słoneczna blaszka liścia zaczęła nabierać delikatnego różu. Powoli , przez żyłki pouciekał dawny kolor i na jego miejscu już połyskiwał soczysty róż. Szybkim chuchnięciem zdmuchnęłam różowy liść, który zawirował z powrotem pod drzewo.
- To jest...zachłysnęłam się słowami spoglądając w górę na resztę drzew. Pocałowałam Ake w policzek.
- Dziękuję. Wyszeptałam do niego.
(Ake?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz