- Tobie nie.
- Jak nie mi, to... komu? - zdziwiłam się.
- Niestety, ale twoim szczeniakom.
- CO?! - oczy zrobiły mi się wielkie jak piłki tenisowe i pojawiły się cienkie strumienie łez. Assuya był wściekły.
- Co to ma być za dziwna dzikuska?! - warknął. - To nie może być prawdą! Nie wieżę w to! Będziemy ich bronić!!! Żadna zjawa nawet nie dotknie naszych pociech!!! - krzyczał tuląc zapłakaną mnie do siebie.
- Oj, Assuyo... Czy aby napewno? - szaman zaśmiał się z głupoty basiora - A z kim teraz są?
- Z moim bratem... - burknęłam.
- Ach, tak... Ten przemiły Damien udał się na poszukiwania wilczych jagód, na przekąskę dla malców.
Przestałam się wtulać w sierść Assuyi i podniosłam wysoko łeb.
- Co?! O nie!!! - wybiegłam z drzewa.
- Shiru! - pobiegł za mną.
Gdy wróciliśmy do jaskini maluchów już nie było.
<Assuya?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz